
Jedna prawda
Było to w nocy z trzynastego na czternastego kwietnia 1926 roku. Pociąg mknął z Warszawy w kierunku Torunia. Naprzeciw mnie młody człowiek zawzięcie rozprawiał o zyskach i majątkach z dwoma innymi. Pomyślałem: Poznaniacy chyba, bo mimo słowiańskich rysów, o przemyśle, handlu, no i o zyskach prawią. Pomyliłem się jednak trochę, bo jeden z nich i to właśnie ten, który decydującą odgrywał rolę, był żydem.
– Pan się zapewne niedługo ochrzci? – zagadnąłem.
– Nie – odrzekł, – w jakiej religii człowiek się urodził, w tej umrzeć powinien.
– A gdyby ta religia nie była prawdziwą?
– Dla każdego jego religia jest dobrą, chociaż przyznam, że ja nie należę do gorliwych.
– To niedobrze! Jakżeż jednak mogą być różne religie prawdziwemi? Przecież prawda jest tylko jedna. „Tak” i „nie” w tej samej sprawie i pod tym samym względem prawdą być nie może. A przecież tym właśnie różnią się różne religie, że w niektórych rzeczach co jedna twierdzi, to druga przeczy.